W świecie, w którym wszystko domaga się natychmiastowych odpowiedzi, istnieje doświadczenie, które unieważnia logikę domknięcia. Zniknięcie bliskiej osoby zmienia czas, język i ciało. Nie ma ciała do opłakania i nie ma pewności, że opłakiwać wolno. Nie ma winnych ani prostych narracji. Jest bezsenność, czujność i rytuały wykonywane dla kogoś, kto być może żyje, a być może już nie. Ten tekst jest próbą opisania psychologii życia w zawieszeniu. Z premedytacją pomijam tu sytuacje, w których ktoś ucieka z domu, bo w domu działo się źle. Skupiam się na innym wymiarze zniknięcia, zarówno dziecka, jak i osoby dorosłej, gdy brak wiadomości trwa latami i nie daje pokoju.
Jako psychoterapeutka spotykam się z opowieściami o braku, milczeniu i pytaniach, które nie mają odpowiedzi. Nie piszę o konkretnych pacjentach. Piszę o doświadczeniu, które przecina wiele biografii i kultur. Świadomie używam języka ostrożnego, bo w tej dziedzinie ostrożność jest formą szacunku. Kiedy znika ktoś kochany, codzienność rozpada się na drobne, a człowiek uczy się oddychać od nowa.
Ambiwalentna strata, czyli żałoba, która nie ma końca
W psychologii nazywamy ten stan ambiwalentną stratą. Jest to rodzaj straty, w której osoba jest fizycznie nieobecna, a psychicznie stale obecna. Umysł nie potrafi znaleźć dla niej miejsca. Gdy ktoś umiera, pojawia się rytuał pożegnania, akt społecznego uznania straty, język kondolencji, gesty, które domykają żałobę choćby częściowo. W przypadku zniknięcia brakuje podstawowego faktu. Brakuje potwierdzenia. To dlatego ten rodzaj cierpienia tak często nie ma społecznej widzialności. Ludzie pytają, czy coś wiadomo. Po chwili przerzucają rozmowę na inne tematy. Milczenie wobec wątpliwości jest formą podwójnej samotności.
Ambiwalentna strata rozciąga czas. Każdy dzwonek do drzwi może być nadzieją. Każdy nieodebrany telefon może być sygnałem. Nadzieja i rozpacz tworzą pętlę, z której trudno wyjść bez pomocy. W takiej pętli trudno spać, trudno jeść, trudno planować wyjazd wakacyjny, trudno cieszyć się narodzinami dziecka w rodzinie. Życie staje się rejestrem zakłóceń. Ciało uczy się czujności jak strażnik na warcie.
Co dzieje się w psychice i w ciele
Ciało reaguje pierwsze. Zniknięcie to uruchomienie alarmu, który nie zostaje odwołany. Wysoka czujność zamienia codzienność w skanowanie bodźców. Pojawia się bezsenność, napięcie mięśni, bóle głowy, trudność z koncentracją. Umysł wciąż odtwarza scenariusze, które mogły się wydarzyć. Pamięć działa wybiórczo i okrutnie. Jedno wspomnienie potrafi wracać przez miesiące. Obrazy pojawiają się nieproszone i odchodzą wtedy, gdy już zdołały zostawić ślad.
W psychice narasta konflikt między nadzieją a lękiem. Nadzieja podtrzymuje codzienność. Lęk domaga się przygotowania na najgorsze. Ten konflikt bywa tak intensywny, że trzeba dla niego stworzyć oddzielną przestrzeń. W przeciwnym razie pochłonie całą resztę. Człowiek uczy się reguł, których wcześniej nie znał. Nie sprawdza wiadomości tuż przed snem, bo wie, że nie zaśnie. Zapisuje myśli, bo wie, że pamięć potrafi płatać figle. Ustala pory na kontakt z instytucjami, by nie stracić wszystkich sił przed południem.
Rodzina w zawieszeniu
Zaginięcie nie należy do jednej osoby. Dotyka rodziny i całej sieci relacji. W domach, w których brakuje wiadomości, role zaczynają się przesuwać. Ktoś przejmuje opiekę nad młodszym rodzeństwem. Ktoś inny próbuje utrzymać iluzję normalności. Ktoś trzeci wchodzi w rolę strażnika dokumentacji, telefonów i pism. Pojawiają się różne strategie radzenia sobie. Jedni wierzą bez zastrzeżeń. Inni wolą przygotować się na prawdę, której nikt nie wypowiedział. Te różnice są naturalne. Stają się jednak źródłem konfliktów, jeśli nie znajdują wspólnego języka.
W rodzinach po zaginięciu trzeba na nowo zbudować rytm. Posiłki, nauka, praca, opieka nad seniorami, wszystko wymaga reorganizacji. Czasem trzeba przestawić meble i usunąć przedmioty, które przypominają zbyt mocno. Czasem trzeba je zachować, bo są jak kotwica. Nie istnieje jedna dobra odpowiedź. Istnieje praca uważności, która uczy szacunku dla różnych sposobów przeżywania.
Zniknięcie dziecka
Zaginięcie dziecka jest doświadczeniem, które zmienia rodzicielskie myślenie o świecie. Rodzic zostaje z uczuciem winy, mimo że nie ma winy. Umysł pyta, czy można było wyjść wcześniej albo później, czy można było inaczej zamknąć drzwi, czy można było przewidzieć. Każda odpowiedź rani. Z czasem dochodzą napięcia w związku. Jedno z rodziców chce oglądać fotografie. Drugie nie wytrzymuje. Jedno chce wrócić do pracy. Drugie nie potrafi. Wraz z biegiem lat pojawia się lęk, że pamięć dziecka zblednie. Rodzice próbują temu przeciwdziałać. Piszą listy, tworzą albumy, pielęgnują rocznice. Każda z tych czynności jest formą miłości i formą przetrwania.
W otoczeniu pojawia się czasem niezręczność. Znajomi nie wiedzą, jak pytać. Milczą. Składają nieproszoną obietnicę, że będzie dobrze. Tymczasem nie chodzi o obietnice. Chodzi o bycie obok i o danie prawa do każdego uczucia. Do nadziei i do czarnej rozpaczy. Do gniewu na instytucje i do znużenia, które nie jest brakiem miłości, ale zwykłym zmęczeniem materii.
Zniknięcie osoby dorosłej
Zaginięcie dorosłego to inny rodzaj pęknięcia. Często dochodzą sprawy finansowe, zobowiązania, długi, wspólne kredyty. Dochodzi pytanie o dalsze decyzje życiowe. Czy można sprzedać dom. Czy można wyjechać do innego miasta. Czy można wejść w nowy związek. Każde z tych pytań dotyka moralnego i emocjonalnego rdzenia. Człowiek boi się oskarżeń. Bo w świecie, w którym nie ma pewności, każda decyzja wydaje się podejrzana.
W parze z tym idzie potrzeba informacji, która karmi się okruchami. Ktoś widział podobną osobę na dworcu. Ktoś słyszał głos w radiu. Ktoś przysłał zdjęcie z tłumu. Człowiek uczy się filtrować. Uczy się mówić sprawdzę i odkłada tę informację w miejsce, które nie zniszczy reszty dnia. To umiejętność powoli nabywana, by nie stać się zakładnikiem każdej pogłoski.
Dwie prawdy, które trzeba unieść
W pracy z ambiwalentną stratą często wracamy do koncepcji dwóch prawd. Pierwsza prawda brzmi żyję nadzieją, że zobaczę tę osobę. Druga brzmi przygotowuję się na możliwość, że nie wróci. Obie prawdy są równoległe. Nie znoszą się nawzajem. Wymagają mięśnia psychicznego, który pozwala w jednych godzinach podlewać nadzieję, a w innych porządkować dokumenty. Wymagają języka, który nie stygmatyzuje żadnej z tych dróg.
Ten język jest potrzebny także w rozmowach z dziećmi, które straciły rodzeństwo albo rodzica. Dzieci słyszą więcej, niż dorosłym się wydaje. Potrzebują prawdy dopasowanej do wieku. Potrzebują bezpieczeństwa rytuałów. Potrzebują jasnych zdań zamiast przemilczeń. Potrzebują widzieć, że dorosły ma prawo płakać i ma prawo śmiać się przy stole. Normalność jest dla nich kompasem, a nie zdradą pamięci.
Rytuały, które nie zamykają, ale niosą
Tradycyjne rytuały żałobne domykają opowieść. W ambiwalentnej stracie potrzebne są rytuały, które niczego nie zamykają, a jednak dają ramę. Można zapalić świecę w dzień urodzin. Można zjeść ulubione danie zaginionej osoby i chwilę o niej porozmawiać. Można raz do roku uporządkować dokumenty i notatki, by sprawdzić, czy pojawiło się coś nowego. Można napisać list, który zostanie w szufladzie. Rytuał jest jak most nad rwącą wodą. Nie przenosi na drugi brzeg, ale pozwala przejść od rana do wieczora.
Ktoś zapyta, czy takie praktyki nie utrwalają zawieszenia. Odpowiedź jest spokojna. Rytuał nie służy utrwaleniu. Służy temu, by złagodzić ból, który i tak jest. Służy temu, by nieść pamięć bez konieczności ciągłego przeszukiwania świata.
Nadzieja i rozsądek w epoce informacji
Internet daje możliwość szybkiej mobilizacji. Pozwala rozesłać zdjęcie, prośbę o udostępnienie, opis znaków szczególnych. To ważne narzędzie. Jednocześnie tworzy pułapki. Nadmiar wiadomości wyczerpuje. Pojawiają się fałszywe tropy i obietnice. Zdarza się krzywda wyrządzona przez ciekawość. Warto wyznaczyć jedno centrum kontaktu i jedną osobę, która filtruje informacje. Warto ustalić godziny przeglądania wiadomości, by odzyskać elementarną kontrolę nad dobą. Warto pamiętać, że przerwa od sprawdzania nie jest zaniechaniem. Jest profilaktyką.
Co pomaga w terapii
W gabinecie zaczynamy od języka. Trzeba nazwać to, co się wydarzyło. To nie jest zwykła żałoba. To jest ambiwalentna strata. To jest życie w dwóch prawdach. Samo nazwanie przynosi ulgę, bo daje sens odczuciom, które dotąd wydawały się sprzeczne. Potem uczymy się tworzyć ramy dnia. Kiedy czytamy wiadomości. Kiedy dzwonimy do instytucji. Kiedy jemy w spokoju. Uczymy się tolerancji dla napływających obrazów. Pojawiają się techniki uziemienia. Oddech, krótki spacer, prosty kontakt z ciałem, który przypomina, że tu i teraz można poczuć podłogę pod stopami.
Pracujemy także nad relacjami. Jak rozmawiać w domu, by różne style przeżywania nie raniły się nawzajem. Jak prosić bliskich o pomoc. Jak radzić sobie z pytaniami ludzi dobrej woli, którzy częściej pocieszają siebie niż osobę w żałobie. Wreszcie przychodzi miejsce na pytania o przyszłość. Co, jeśli minęły lata, a odpowiedzi nie ma. Czy wolno zmienić pracę. Czy wolno zakochać się. Czy wolno sprzedać dom. W tej rozmowie najważniejszy jest brak oceny i zaufanie do wewnętrznego kompasu, który reaguje na przekroczenia.
Mój komentarz z praktyki
W pracy z osobami, które żyją w cieniu zniknięcia, nie ma drogi na skróty. Najbardziej poruszające bywa to, że ci ludzie potrafią podtrzymywać życie. Potrafią nakryć do stołu, odrobić lekcje z młodszym dzieckiem, złożyć pismo do urzędu, a potem usiąść i pobyć z ciszą, która przypomina brak. Towarzyszenie w tej drodze jest zaszczytem i zobowiązaniem. Trzeba umieć wytrzymać wraz z nimi obecność dwóch prawd. Trzeba pamiętać, że nadzieja nie jest naiwnością, a decyzja o pójściu naprzód nie jest zdradą. Wiele razy widzę, jak drobne rytuały stają się latarnią w mgle. Widzę też, jak ważne jest społeczne uznanie, że taka strata istnieje. Że ma prawo do języka i do łez.
Sztuka, która uczy nas języka braku
Sztuka od dawna próbuje opowiedzieć o nieobecności. Instalacje pamięci, fotografie bez podpisów, puste krzesła ustawione w przestrzeni, cykle portretów, których bohaterowie nigdy się nie zjawiają. Te formy uczą nas, że brak ma swoją wagę i kształt. W kinie wraca motyw człowieka, który wyszedł i nie wrócił. Filmy o rodzicach, którzy przeszukują świat. Filmy o miastach, które uczą się żyć z tablicami ogłoszeń i twarzami patrzącymi z plakatów. Literatura pokazuje zwyczajne gesty, które stają się kotwicami. Kubek herbaty, pudełko po butach, szum pralki późnym wieczorem. W tym wszystkim jest jakiś rodzaj godności, który nie wynika z patosu, lecz z wytrwałości.
Warto po taką sztukę sięgać, bo uczy języka, gdy słowa milkną. Daje prawo do wahania. Przypomina, że nasze światy wewnętrzne potrzebują obrazów tak samo jak zdań. Nie po to, by uciec w estetyzację bólu. Po to, by znaleźć formę, która udźwignie to, co niewypowiedziane.
Nadzieja, która nie przesłania rzeczywistości
Nadzieja nie jest przeciwieństwem prawdy. W ambiwalentnej stracie nadzieja jest narzędziem przetrwania. Karmi się prostymi gestami. Telefon do osoby zaufania. Wspólna kawa. Spacer po tej samej ulicy, którą chodziło się kiedyś we dwoje. Krótkie zdanie zapisałam w kalendarzu i wystarczy na dziś. Taka nadzieja ma rozsądek. Wie, że trzeba spać. Wie, że trzeba jeść. Wie, że trzeba złożyć wniosek w urzędzie. Nie żyje iluzją, że jedno zdarzenie wszystko wyjaśni. Jest cierpliwa, choć cierpi.
Zakończenie. Jak żyć, gdy odpowiedzi nie nadchodzą
Życie z ambiwalentną stratą nie jest próbnym rozdziałem, po którym wraca zwykła książka. To wciąż ta sama książka, tylko z nowym rozdziałem, który długo nie mając puenty, zmienia ton całości. Człowiek uczy się w nim nowych alfabetów. Uczy się szanować własne granice. Uczy się, że bycie szczęśliwym przez chwilę nie jest zdradą nieobecnego. Uczy się, że można wspominać bez okaleczania teraźniejszości. Uczy się, że powolne budowanie sensu jest możliwe nawet wtedy, gdy sensu obiektywnie brakuje.
Jeśli stoisz w tym miejscu, w którym nie ma odpowiedzi, nie jesteś sam ani sama. Masz prawo do wsparcia. Masz prawo do wahania. Masz prawo do decyzji, które będą wyglądały różnie w różnych momentach. Masz prawo zmieniać zdanie. Masz prawo do pamięci, która nie będzie cię kaleczyć każdego poranka. I masz prawo do przyszłości, która nie unieważnia przeszłości, tylko uczy się ją nieść.
Literatura i odniesienia
Pauline Boss. „Ambiguous Loss. Learning to Live with Unresolved Grief”
Pauline Boss. „The Myth of Closure. Ambiguous Loss in a Time of Pandemic and Change”
Pauline Boss. „Loss Trauma and Resilience. Therapeutic Work with Ambiguous Loss”
Kenneth J Doka. „Disenfranchised Grief. Recognizing Hidden Sorrow”
Nancy Berns. „Closure. The Rush to End Grief and What It Costs Us”
Fundacja Itaka. „Itaka Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych”
Ben Affleck. „Gone Baby Gone”
Denis Villeneuve. „Prisoners”
George Sluizer. „The Vanishing”
Damon Lindelof i Tom Perrotta. „The Leftovers”
Sophie Calle. „Suite Vénitienne”
Christian Boltanski. „Monumenta. Personnes”
Wszystkie prawa zastrzeżone.

Dodaj odpowiedź do mr Andrzej Włodarczyk Anuluj pisanie odpowiedzi