Są tacy ludzie, którzy przez całe życie niosą w sobie niewidzialne dziecko.

Dziecko, które nie zostało utulone.

Dziecko, którego nikt nie wołał po imieniu z czułością.

Dziecko, które zrozumiało zbyt wcześnie, że trzeba przestać czekać.

To dziecko nie znika. Ono milczy w środku. A potem czasem krzyczy. Czasem się ukrywa. Czasem wybiera za nas.

Ten artykuł nie jest poradnikiem. Jest osobistą refleksją. Cichym listem pisanym do tych, którzy w dzieciństwie nauczyli się przetrwać, ale nigdy nie nauczyli się żyć w poczuciu bezpieczeństwa.

Dzieci, które nie były chciane.

Niekochane dzieciństwo nie zawsze oznacza przemoc. Czasem to po prostu brak.

Brak spojrzenia. Brak obecności. Brak odpowiedzi na płacz.

Czasem to wychowanie w emocjonalnej próżni. W domu, gdzie wszystko było „w porządku”, ale nie było miejsca na pytania, emocje, lęki.

Takie dzieci uczą się jednego: nie przeszkadzać. Albo odwrotnie, robić wszystko, by zostać w końcu zauważonym.

Pamiętam jedną ze scen z „Nocy Helvera” Ingmara Villqista, gdzie dorosły bohater wraca do swoich dziecięcych lęków. Teatr staje się tam nie tylko przestrzenią gry, ale przestrzenią konfrontacji z sobą samym. Tęsknota za miłością nie zna wieku.

W sztuce ten temat wraca nieustannie. W obrazie „Krzyk” Edvarda Muncha nie ma widocznego agresora, a jednak cały świat zdaje się być pełen lęku. To właśnie uczucie znane dzieciom wychowywanym w emocjonalnym chłodzie.

Kiedy brak miłości staje się tożsamością.

Dorosłość nie leczy dzieciństwa. Czasem tylko lepiej je maskuje.

Dziecko, które nie czuło się kochane, często staje się dorosłym, który nie potrafi przyjąć miłości.

Taka osoba może odrzucać to, co dobre,

bo nie umie rozpoznać bezpieczeństwa,

bo zaufanie równa się ryzyku,

bo każdy akt bliskości wydaje się podejrzany,

bo uczyła się przetrwania, a nie relacji.

Mechanizmy obronne, które w dzieciństwie ratowały życie psychiczne, w dorosłości stają się więzieniem:

Perfekcjonizm.

Unikanie.

Nadmierna opiekuńczość wobec innych, byle nie zostać odrzuconym.

Cynizm.

Autoironia jako zbroja.

Niekochane dzieci często stają się dorosłymi, którzy nie umieją powiedzieć „potrzebuję cię” bez poczucia wstydu.

W „Cierpieniach młodego Wertera” Johanna Wolfganga Goethego odnajdujemy ten dramatyczny rozdźwięk między pragnieniem miłości a poczuciem samotności egzystencjalnej. Werter nie tylko kocha bez wzajemności. On nie potrafi też przyjąć rzeczywistości, która nie odpowiada jego wewnętrznej potrzebie uznania i czułości.

Relacje z poziomu ran.

Jeśli nie utuliliśmy dziecka w sobie, ono nadal kieruje naszymi wyborami.

Zakochujemy się nie w ludziach, tylko w emocjach, które nam przypominają coś znajomego.

Przyciągają nas osoby, które są emocjonalnie niedostępne,

bo to przypomina dom,

bo to daje iluzję, że w końcu „naprawimy” przeszłość.

Niekochane dzieci stają się dorosłymi, którzy w relacjach chcą być wszystkim:

Idealni.

Potrzebni.

Nieodrzucalni.

A jednocześnie panicznie boją się tego, że ktoś zobaczy ich prawdziwe ja.

To kruche, niepewne, nieugruntowane.

To, które boi się, że nie zasługuje.

W „Zimie naszej goryczy” Johna Steinbecka bohater przez cały czas balansuje między pragnieniem autentyczności a lękiem przed oceną. To opowieść o tym, jak bardzo boli wewnętrzny rozpad, kiedy przez całe życie udawało się kogoś, kim się nie jest.

Proces utulania. Jak naprawdę zaczyna się leczenie.

Leczenie nie zaczyna się od „muszę się naprawić”.

Zaczyna się od uznania, że nie wszystko było w porządku.

Że czasem nadal nie jest.

I że to nie znaczy, że jesteśmy wadliwi.

To proces spotkania się z dzieckiem w sobie.

Nie jako z ofiarą.

Ale jako z kimś, kto przeżył.

Kto znalazł sposoby.

Kto zasługuje, żeby już nie być sam.

Czasem pomaga w tym sztuka.

Czasem relacja.

Czasem terapia.

Czasem cisza i świadome oddechy.

Nie ma jednego schematu.

Ale wszystko zaczyna się od łagodności.

Od zdania: „To, co czuję, ma prawo istnieć”.

Sztuka jako dom dla emocji.

W „Małym życiu” Hanyi Yanagihary śledzimy losy Jude’a, który przez całe dorosłe życie zmaga się z traumą emocjonalnego i fizycznego opuszczenia. To nie jest powieść łatwa. To bolesne lustro dla tych, którzy noszą rany z dzieciństwa. Ale to też opowieść o tym, jak miłość, choć nie naprawia wszystkiego, może być miejscem schronienia.

Sztuka nie daje gotowych rozwiązań.

Ale daje coś, czego nie miały niekochane dzieci.

Uznanie.

Zobaczenie.

Nazwanie.

W obrazie, w książce, w spektaklu można znaleźć odbicie własnego świata.

I choćby na chwilę poczuć, że ktoś już kiedyś to czuł.

Końcowa refleksja.

Piszę ten tekst i jako psychoterapeutka,

ale przede wszystkim jako człowiek,

który wie, że nie wszystkie dzieciństwa są ciepłe

i że to, czego nie dostaliśmy, zostaje z nami na długo.

Ale można to przeobrazić. Nie przez zapomnienie.

Ale przez obecność, poprzez decyzję, że teraz ja mogę być tym dorosłym, który utuli, zrozumie, zobaczy.

Nie jesteśmy winni temu, że nie nauczono nas miłości. Ale możemy się jej uczyć teraz.

Z całą tą delikatnością, z jaką patrzy się w oczy dziecku.

🌕

#LunariaAtelier #Psychoterapia #NiekochaneDziecko #Relacje #Samotność #Literatura #Teatr #Sztuka #Czułość #Ukojenie #MechanizmyObronne #WewnętrzneDziecko #Refleksja #Psychologia #Rozwój #Dorosłość

2 odpowiedzi

  1. Awatar Niezłomna

    Czytając to, miałam wrażenie, że ktoś napisał o mnie… o tym dziecku, które musiało nauczyć się przetrwać, ale nigdy nie nauczyło się czuć się bezpiecznie. Dziękuję za te słowa.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Awatar Lunaria Atelier

      Dziękuję, że się podzieliłaś i dziękuję za Twoją obecność.

      Polubienie

Dodaj komentarz